Czarny ogier
2007-01-16 23:11:55Runęła wieść, jak Polska długa i szeroka, runęła jak grom z jasnego nieba, iż czarny rumak, przybyły z Kamerunu do naszej pięknej ojczyzny, zbałamucił czarujące córy tegoż środkowoeuropejskiego kraju.
Lecz problem nie w tym, iż Simon M. zabawiał się z płcią piękną, wszak „wino, kobiety i śpiew" to, jakby nie patrzeć, domena na trwałe przypisana mężczyznom. Pomijam czy słusznie, czy też jest to jedynie literacka sentencja bliska głupkowatym, feministycznym stereotypom obrazującym napalonych, hedonistycznych facetów, w każdym bądź razie „jurność" mężczyzn i ich podatność na kontakty seksualne w nikim nie budzi nadmiernego zdziwienia. Nie dziwi też to, jeśli facet jest - brzydko ujmując - „ogierkiem pokrywającym liczne stadko uroczych klaczy". Problemem nie jest również to, że ogierek należy do innej rasy niż zapładniane przez niego samice, wszak z krzyżówek wyniknąć mogą na prawdę dobre mieszanki genetyczne. Czystość rasowa, w każdym bądź razie, na płaszczyźnie ludzkiej, odpada. Niestety nie kończy to tematu „czystości".
Czarny, kameruński ogierek mógł oczywiście być dobrym okazem genetycznym, wszak to przystojny, inteligentny i czuły na literaturę piękną mężczyzna, do tego pełen romantyzmu i jakby wrodzonego, pochodzącego prosto z sawanny, afrykańskiego ciepła. Niejedna kobieta dostrzegłaby w nim wyidealizowany archetyp przedstawiciela płci męskiej. Problem w tym, iż ludzkie oczy nie są w stanie dojrzeć wszystkiego, szczególnie zaś ani czystości sumienia wałacha, ani też czystości, czy może raczej nieskazitelności, jego krwi. Krwi zarażonej wirusem HIV.
Cóż, smutna nie jest jedynie indywidualna tragedia Simona M. wynikająca z nieuleczalnej choroby, jaka trawi jego organizm. W dużej mierze tragedią jest zaś horror, jaki zgotował on niejednej polskiej madonnie. Bo nie dość, że złamał takowej serce, to dodatkowo zdruzgotał jej życie, czyniąc to z pełną świadomością swoich czynów. Niewątpliwie, z rozmysłem i pełną wiedzą, zarażał kobiety wirusem HIV. A wystarczyło zgodzić się na użycie prezerwatywy, by uratować świat tych wszystkich kobiet...
Na Simonie M. powieszono więc psy, a zgorszony zaistniałą sytuacją tłum, najchętniej własnoręcznie by go zlinczował. Zapewne wieszając na szubienicy za genitalia. Nie dziwię się, wszak tak podły czyn musi budzić frustrację szerokich rzesz ludzkich, bez względu na to, czy ogier był biały, czarny, czy żółty. Konkretny grzech, wobec wszystkich ludzi, zawsze osiąga taką samą miarę, bez względu na pochodzenie. Dlatego i ja jestem zwolennikiem, by tego typu patologie ostro zwalczać i karać, ale i starać się im skutecznie przeciwdziałać poprzez odpowiednio dobraną profilaktykę. Zdaję sobie jednak sprawę, iż jest to zadanie niezmiernie trudne. Warto jednak działać, by unikać kolejnych tego typu wpadek.
Choć usilnie dążę już do zakończenia tego przykrótkiego wywodu, na powyższych konstatacjach nie poprzestanę. Bo tak na prawdę całe to zagadnienie uwidacznia, a bynajmniej uwypukla inne problemy dotyczące polskiego społeczeństwa. Nie wiem czy cały ten fakt wynika z nieodpowiedzialności Polaków, czy też z kiepskiego wyedukowania i nikłej wiedzy nie tylko na temat AIDS, ale i innych chorób przenoszonych drogą płciową. W końcu to oczywiste, że zarażone kobiety nie mogły się spodziewać wirusa HIV u Simona M., jednakże z góry powinny zakładać maksymalną ostrożność, ze względu na słabą znajomość tego człowieka. Ja rozumiem, że dziś panuje moda na wyzwolenie, krztynę seksualnej wolności, istnieje szalona chęć dzikiej zabawy, ale fakt iż w tak krótkim czasie jeden mężczyzna zdołał zaciągnąć pod kołdrę aż tyle kobiet, musi o czymś dobitnie świadczyć. Tym bardziej, że dawały się one namawiać na seks bez użycia prezerwatywy. A ileż one mogły go znać? Tydzień, miesiąc, dwa miesiące? Czy to wystarczający czas, by wiedzieć o kimś odpowiednio wiele, by go poznać, by mu zaufać? Obnaża to polskie społeczeństwo jako konserwatywno-rozpustną hybrydę o dychotomicznym charakterze moralnym, która z jednej strony nawołuje do ortodoksyjnego katolicyzmu „toruńskiego", a z drugiej bez najmniejszych oporów ściąga majtki przed wszystkim co fascynujące lub chociażby inne.
Po prawdzie jednakże nie to jest w tym wszystkim fascynujące. Mianowicie ten jeden występek, przeciągły w czasie trwania i znamienity w skutkach, wykazuje pewne tendencje do potwierdzania stereotypów istniejących w głowach typowych męskich szowinistów i typowych kobiecych feministek. Gdyby spojrzeć ich oczami, gdyby przyjrzeć się zachowaniu Simona M., bez problemu można przyjąć tezę, że facet to bezczelna, seksistowska świnia, której w głowie świta jedynie chuć, chędożenie i rozprzestrzenianie własnego kodu genetycznego. Dla własnej przyjemności, rzecz jasna. Natomiast o „puszczalstwie"(żeby nie nazwać tego brzydziej), niewierności i bezmózgowości kobiet - świadczy czarna (nie ze względu na kolor skóry, a na smutne fakty) statystyka.
Choć oczywiście uogólniać nie wolno, to nasuwa się pytanie: „panie i panowie, czy rzeczywiście z nami jest aż tak źle?".
Tomasz Merwiński (tomasz.merwinski@dlastudenta.pl)