Janusz Korwin-Mikke: Like a boss
2012-06-14 13:43:31Przechodzi przez środek zamieszek w białym garniturze jak Morgan Freeman w filmie "Bruce wszechmogący". I jak tu nie kochać tego faceta?
12 czerwca 2012 roku - zadymy w centrum Warszawy tuż przed meczem Polska - Rosja. Janusz Korwin-Mikke oczywiście jest zawsze tam, gdzie lewactwo ma zamiar się trochę popanoszyć. Mediom mówi, że chciał zaprotestować przeciwko pokazywaniu symboli radzieckiego terroru - sierpa i młota, ale my tak naprawdę dobrze wiemy, że przyszedł skasować paru leszczy.
Oddajmy zresztą głos samemu Korwinowi:
Nieoczekiwany atak chuliganów. Ostatni kibice rosyjscy, bez szczególnej paniki, zmykają w stronę Stadionu. Reszta ludzi przygląda się temu też dość spokojnie. Gdyby panorama była szersza, z lewej można by zauważyć zamaskowanych bandytów rzucających kamieniami i petardami - zaś z prawej szereg policjantów, którzy za chwilę odeprą chuliganów i bandytów. Ja też bez jakiegokolwiek zaniepokojenia z niesmakiem opuszczam te okolice.
Internauci nie mogli zareagować inaczej, a z ich najlepszych komentarzy skonstruowaliśmy misterną narrację: Czy można sobie wyobrazić lepsze zdjęcie z serii "Idę ci w*****ć"? JKM w tłumie oraz oparach petard wyglądał jak Clint Eastwood w "Brudnym Harrym", a swojej klasycznej jasnej marynarce ewidentnie wyróżniał się wśród pozostałych uczestników zadymy poubieranych w dresy. Wykonując na powyższym zdjęciu moonwalka idzie tam, skąd wszyscy uciekają. A gdyby ktoś chciał go zaatakować? To by się obronił wtedy niewidzialną ręką rynku! Ale raczej nikt nie miałby szans podskoczyć Korwinatorowi - popatrzcie na zdjęcie poniżej!
Zbyt niska liczba gwiazdek jest spowodowana tym, że JKM musiałby rozwalić jakiegoś policjanta po drodze - skasowanie lewaka dla naszego Maxa Payne'a jest liczone jako niska szkodliwość społeczna czynu.
Szefowanie na bijatykach nie jest jedynym przejawem aktywności Korwina w ostatnich dniach. Na fali zainteresowania EURO 2012 JKM zamieszczał m.in. na swoim profilu facebookowym analizy poszczególnych meczów. Odkrywcze to one nie były, ale mimo to nie odstawały za bardzo poziomem od pierdół wygadywanych przez jakichś Hołdysów, Barcisiów czy Maryl Rodowicz. Poleciało parę głosów, że Korwin-Mikke robi to źle i powinien zabierać publicznie głos tylko po to, aby powiedzieć o czymś ważnym. Argumentacja JKM oczywiście mistrzowska:
Cóż: wydawało mi się, że mogę się trochę pobawić, zejść z koturnów. A tu masz: ludzie chcą, bym dostojnie komentował wyłącznie poważne wydarzenia. OK. Zaprzestaję tych komentarzy. Oczywiście polecą teraz protesty tych, którym się te komentarze podobały. Jednak zajmowały mi trochę czasu. Więc: won!
Ale skąd w ogóle pomysł na to, żeby stać się ekspertem od futbolu? Ja grałem w piłkę nożną kiedy niektórych z Waszych ojców nie było jeszcze na świecie. Wynalazłem (na pewno nie jedyny) i wykonywałem wślizg - i walczyłem o jego uznanie, bo został wtedy od razu zakazany.
Tak, tak! Janusz Korwin-Mikke wynalazł wślizg. Zryło wam to już banię? No to przygotujcie się na kontrę!
Ludzie nie wierzą, że kiedyś wślizgi były nieznane – i tępione, gdy się pojawiły. Mnie gwizdano faul za każdym razem. Dopuszczono je, gdy już przestałem grać w piłkę nożną. W 50 lat po zniesieniu przepisu o „spalonym” ludzie nie będą wierzyli, że podobny absurd kiedyś istniał. Zwracam uwagę, że koszykówce „spalonego” nie ma – i jakoś się gra. Aha: w czasach mojej młodości było się na spalonym, jeśli nie miało się przed sobą TRZECH przeciwników.
GTA Warszawa, wynalazca wślizgu... Ale czy to nie wygląda to na tak nierealne, jeśli zorientujemy się, że mówimy o facecie, który jako pierwszy zjadł PIT i bez jakiegokolwiek treningu ma flow lepszy niż 90% raperów w Polsce?
JUR