Piercing. Zakolczykuj się
2007-03-09 16:00:53Kolczyk, pierwsze co, to kojarzy się z uchem. Lecz równie niewątpliwie, ucho to nie jedyne miejsce na ciele, gdzie kolczyk może się znaleźć.
Od wieków używano ich jako ozdób muskulatury wojowników, czy niezwykłości szamanów, różne plemiona, ludy, czy odmienne kultury, dopuszczały różnorodne wykorzystanie tych obrączek. W uchu, nosie, pępku, na języku, czy wreszcie na sutkach.
Dlatego też trudno mówić, by piercing był dziś zjawiskiem zupełnie nowym, to najzwyczajniej w świecie odgrzewane kluseczki, być może nieco doprawione i przybrane w nowe, ciekawsze aromaty i podane w nieco atrakcyjniejszej formie. Kluseczki, które w eterze rozchodzą się pod postacią szeroko zakrojonej mody, osiągającej stan masowej histerii i publicznej ekstazy. Bo bez wątpienia piercing staje się dziś pożywką dla szerokich mas. Lecz cóż poza tym można o nim powiedzieć?
Przede wszystkim to, że piercing to pewien określony styl, który łączyć się może z innymi stylami. Krótko mówiąc - to styl bycia trwający w permanentnej konwergencji ze stylem ubioru, czy raczej ogólnej wizualizacji danego delikwenta - nie ma znaczenia, czy słuchasz hardcore, pop, czy disco, czy ubierasz się na czarno, czy wolisz barwy pastelowe, ważne że jesteś gotów na określone poświęcenie. Bo zakuwanie kolczyka w różne części ciała to w dużej mierze ból, wyrzeczenia oraz przymus odpowiedniej pielęgnacji. Po pierwsze rany po określonych zabiegach goją się długo, bo od kilku tygodni do nawet kilku miesięcy. Po drugie rana długo daje o sobie znać, wydzielając różnego rodzaju płyny organiczne, które trzeba nieustannie przemywać, zaś samą ranę należy pieczołowicie chronić przed wszelakimi zarazkami mogącymi spowodować zakażenie.
Nim jednak dojdzie do przekłucia warto się zastanowić nad wieloma kwestiami. Przede wszystkim, czy na pewno tego pożądamy, rozważając wszelkie za i przeciw. Czy jesteśmy gotowi na ból, czy będzie odpowiadał nam zmieniony wygląd (szczególnie jeśli ma to być w miejscu odkrytym dla zachłannych ludzkich oczu), czy nie boimy się reakcji innych (chłopaka, dziewczyny, rodziców, nauczycieli itp.)? Gdy jednakże argumenty za piercingiem przeważają, należy się zastanowić nad ostatecznym umiejscowieniem owego kolczyka. Czy ma się on znajdować w dolnej, czy może jednak w górnej wardze, czy może go przesunąć nieco w bok, albo zrezygnować z brzucha na rzecz pleców? Wbrew pozorom takie upewnienie się co do wyboru odpowiedniego miejsca zaoszczędzi nam wielu niepotrzebnych nerwów i być może wyrzutów sumienia w przyszłości.
Kolejną istotną sprawą jest osoba oraz miejsce, w którym przeprowadzimy pożądany zabieg. Zdecydowanie odradza się metody typu „home-made" (czyli robionych przez kolegę, koleżankę, mamę, tatę, babcię... etc.), gdyż w zdecydowanej większości kończą się one niepożądaną i bolesną infekcją. Warto zaznaczyć iż niepożądana jest również wizyta u kosmetyczki, która tak prawdę powiedziawszy nie ma większego pojęcia o piercingu. Owa pani z gabinetu odnowy urody potrafi jedynie przekłuwać uszy, a i to za pomocą mniej lub bardziej specjalistycznego pistoletu, który to zupełnie nie nadaje się do przekłuwania innych części ciała niż chrząstka uszna. Właściwie jedyną polecaną alternatywą pozostaje tzw. piercer, czyli gość od przekłuwania różnych organów ludzkiego ciała, spec, który to swą fachową wiedzą i wieloletnim doświadczeniem zapewni ci minimum bólu i maksimum bezpieczeństwa. Choć nigdy nie możemy żądać od niego bezbolesnego zabiegu, ani 100% spokoju od wszelakich powikłań z raną w przyszłości. Piercer to tylko człowiek, a jak każdemu człowiekowi... tak i jemu zdarza się schrzanić robotę. Choć niewątpliwie w jego gabinecie można czuć się pewniej niż gdziekolwiek indziej.
Jak się okazuje ważny jest również odpowiedni wybór kolczyka. Kształtów jest dość sporo, bo i pojawiają się zwykłe obrączki, ale i tzw. „sztangi", „banany", „podkówki", czy też najzwyklejsze w świecie kulki. Dowolność opcji jest bardzo duża, dlatego też usatysfakcjonowany powinien czuć się każdy wyuzdany gust. Ograniczona jest niestety dowolność materiału wykonania, gdyż nie nadaje się do tego ani złoto, ani srebro. Warto zapamiętać, iż są to kruszce, które negatywnie wpływają na proces zasklepiania i gojenia się ran, co w przypadku piercingu, gdzie rana może „krwawić" przez wiele tygodni, jest niezwykle istotne. Najlepszym wyborem stają się w tym przypadku - tytan G23, bioplast i PTFE, czyli materiały pozbawione niklu, a zarazem biokompatybilne, co wspomaga procesy gojenia.
Gdy już przedsięwzięliśmy wszelkie decyzje, wybraliśmy miejsce zakłucia kolczyka, kształt tego ostatniego, ale i gabinet, w którym dokonamy zabiegu, nie ma co się zastanawiać i dodatkowo zamartwiać - trzeba czym prędzej pędzić do piercera. Jednakże w tym pędzie nie można zapomnieć, że po wizycie u niego nasza zabawa się nie kończy - a wręcz rozkręca na dobre. Cała pielęgnacja i dbanie o przekłute miejsce, jak już wspomniałem, to niezwykle czasochłonna zabawa, gdyż trwająca nawet po kilka miesięcy. Dlatego warto zaopatrzyć się wcześniej w sól fizjologiczną, która posłuży nam do przemywania rany i wyciekającej z niej limfy. Jednocześnie dobrze by było zmniejszyć spożycie kofeiny, czy alkoholu, szczególnie w okresie „tuż po zabiegu". Negatywnie przyjęte może być również palenie papierosów, szczególnie, gdy przekłuto miejsce zagrożone inhalacjami nikotynowymi, tj. język, warga, czy policzek. Problemem może być również zażywanie leków rozrzedzających krew (np. aspiryna), co przy próbie zagojenia rany wydaje się dość oczywiste.
Problem gojenia się ran może również wystąpić z przyczyn nieco bardziej obiektywnych niż powyższe czynniki - czyli choroby. Hemofilia zapewne nie będzie sprzyjała tego typu procesom, dlatego osoby będące nosicielami owego schorzenia muszą się podwójnie zastanowić przed wizytą u piercera. W tym przypadku zalecana jest również wizyta i konsultacja u lekarza. Nie wolno również zapomnieć o innych zagrożeniach, przed którymi przestrzega wielu lekarzy. Poza dość prozaiczną (i uzasadnioną) obawą, że rana po kolczyku może się nigdy nie zagoić, pojawiają się znacznie bardziej porażające sytuacje zmuszające do głębszego zastanowienia się nad sensem „kolczykowania". Przy przekłuwaniu miejsc intymnych może dojść do poważnych infekcji i zakażenia dróg rodnych i moczowych. Źle wykonany zabieg przekłucia brodawki sutka może skończyć się gromadzeniem wydzieliny, które są zwiastunem zmian zachodzących w piersi, a wymagających natychmiastowej interwencji chirurga. Piercingowe zabawy w okolicach jamy ustnej zdecydowanie szkodzą zębom, osłabiają ich stabilność, podrażniają błonę śluzową, powodują podrażnienie przyzębia i odsłonięcie szyjek zębowych. Istotne jest przy tym to, iż linia dziąseł może ulec przesunięciu w tył, skutkiem czego może być przyspieszona utrata uzębienia. Pojawiają się także kłopoty z mówieniem, żuciem, połykaniem, czy też nadmierne wydzielanie śliny.
Niestety problemów, jakie mogą się pojawić przy piercingowej eksploatacji ciała, może być znacznie więcej, gdyż te tak na prawdę dopiero odkrywamy. Tak jak odkrywamy modę na kolczyki w brzuchach, nosach, czy wargach i tak jak bezwiednie i bezmyślnie oddajemy się w szpony tej mody. „Bezmyślnie" nie dlatego, że w ogóle pozwalamy sobie na coś takiego, lecz dlatego, że wielu „zakolczykowanych" w ogóle nie jest świadom tego co robią - poddali się oni jedynie próbie bycia „oryginalnym", próbie odnalezienia szokującego i przykuwającego uwagę kumpli i koleżanek wizerunku. A myślę, że głupkowate myślenie o sobie jako o kimś „nadzwyczajnym", czy wręcz „kontrowersyjnym" często szkodzi młodemu człowiekowi bardziej niż sam kolczyk, jako obce ciało zalegające w organizmie. Bo przeciw tym ostatnim nie mam nic, sam przyznam, że może nie dałem się złapać w sieć ogłupienia piercingiem, ale na pewno jego magia gdzieś tam w głębi duszy oddziałuje i na mnie. Jednakże powody, dla których opętała nas owa magia mogą być różne - od próby podkreślenia swojej twardej, ostrej, być może masochistycznej osobowości, czy uwidocznienia atutów własnego ciała, następnie poprzez konformistyczną pogoń za modą, aż po debilną wiarę, że „z kolczykiem w nosie (dobrze, że nie w „d...") jestem wzorem zbuntowanego anioła (rodem z Tokio Hotel)". Dlatego w piercingu pożądany jest rozmysł i rozwaga, a nie głupia szczenięca odwaga i próba wszczęcia kulturowej rewolucji. Rewolucja dokonała się już dawno, a samobójców nam nie potrzeba. I tak jest ich wystarczająco dużo.
Tomasz Merwiński (tomasz.merwinski@dlastudenta.pl)