Wyprawa Piotra Pustelnika: Pumori niezdobyta
2010-04-07 14:43:34Za nami trzeci tydzień wyprawy Piotra Pustelnika, który upłynął pod znakiem aklimatyzacji na zboczach Pumori. Choć z początku przebiegała ona wzorowo, kolejne dni pokazały, że proces ten wcale nie musi przebiegać łatwo i bez problemów. Pod koniec drugiego tygodnia zapasy żywnościowe pozostawione w obozie zostały pożarte przez ptaki. Kolejnych dni to nawrót choroby z którą Piotr Pustelnik zmagał się przed wyprawą. Konsekwencje były na tyle poważne, że himalaista zdecydował się zakończyć aklimatyzację 400 metrów przed szczytem Pumori. Mimo problemów po pozytywnych badaniach lekarskich, jakie przeszedł w Katmandu, „Pusty” przygotowuje się do ataku na Annapurnę.
Początek trzeciego tygodnia himalaiści spędzili na dociągnięciu poręczy na wysokość 6300 m n.p.m., a także na naprawianiu strat po zeszłotygodniowym ataku dzikich ptaków. Jeszcze 2 dni po zniszczeniu namiotów i pożarciu żywności himalaista nie mógł uwierzyć w to co się stało. – Ptaki naprawdę poważnie zmasakrowały nam namioty, że o zjedzonym żarciu nie wspomnę. Dzisiaj biwakujemy gdzieś w połowie ściany na przełęczy – informował Piotr Pustelnik w komunikacie z 31 marca. Piętnastego dnia wyprawy „Pusty” zaczął uskarżać się na bóle głowy. Pomimo dolegliwości, razem z ekipą przenocował dwie noce w bazie na wysokości 6400 m n.p.m. i postanowił razem ze wszystkimi ruszyć na szczyt.
Himalaiści zaatakowali szczyt 1. kwietnia. Od początku wędrówki Pustelnik nie czuł się dobrze. - Szło mi się ciężko i już wiedziałem, że coś jest nie tak z moimi płucami. Niby wszystko było w porządku, ale miałem straszną dychawkę – jakby mi ktoś zabrał ¾ pojemności płuc. Na ostatniej poręczówce uznałem, że dalsze moje napieranie w takiej formie jest bez sensu. Annapurna jest ważniejsza – relacjonował „Pusty”. Na wysokości 6800 m n.p.m., czyli blisko 400 metrów przed wierzchołkiem, Piotr Pustelnik postanowił zawrócić. Po chwili dołączył do niego inny członek ekipy – Peter Hamor – który postanowił asekurować swojego partnera przy zejściu do bazy. W tym czasie reszta ekipy nadal atakowała szczyt. Niestety i im również nie udało się wejść na „niezamężną córkę”, jak zwykli nazywać Pumori Tybetańczycy. Podobnie jak Piotr zmuszeni oni byli zawrócić – w ich przypadku na 150 metrów przed wierzchołkiem. Obawiali się, że zabraknie im czasu na powrót do bazy, a także nie mieli wystarczającego sprzętu asekuracyjnego.
Po zejściu do bazy Piotr Pustelnik kontynuował z Peterem Hamorem wędrówkę w dół do Lukli. Stamtąd odlecieli na badania do Katmandu. Na szczęście wyniki nie wykazały żadnego poważniejszego problemu zdrowotnego. Przyczyną złego samopoczucia himalaisty okazało się niewyleczone przeziębienie. Piotr na dzień przed wyjazdem miał 38 stopni gorączki i dreszcze, a także stosował antybiotyki. W Katmandu po przylocie nastąpił nawrót gorączki i zapalenie ucha, z czasem również kaszel. Według diagnozy lekarza główną przyczyną osłabienia w czasie wejścia na Pumori była zalegająca w płucach wydzielina. Na szczęście Piotr dostał już lekarstwa i następne dni, wraz z Peterem, spędzi w Katmandu, skąd 10 kwietnia razem z pozostałą częścią ekipy wyruszą na Annapurnę. Według lekarzy do tego czasu Piotr nie powinien odczuwać żadnych dolegliwości, a osłabienie powinno przeminąć.
Mimo incydentu z himalajskim ptactwem i problemów ze zdrowiem Pustelnik zaliczył aklimatyzację i pierwszą część projektu WD-40 Korona Himalajów do udanych. – Pumori okazała sie górą wymagająca. Skalna część była bardzo krucha, kamienie sypały sie spod nogi i trzeba było bardzo uważać. Natomiast druga część – śnieżno-lodowa – była trudna orientacyjnie i miała kilka naprawdę stromych fragmentów. Co prawda nie zdobyliśmy Pumori i można czuć się zawiedzionym, ale w końcu to tylko aklimatyzacja. Podstawowy cel nadal przed nami. Poza tym spędziliśmy dwie noce na wysokości 6400 m .n.p.m oraz podjęliśmy wyjście szczytowe. To naprawdę sporo. Teraz trzeba zregenerować siły i naprzeć na Annapurnę – mówi Piotr Pustelnik.
Przed Piotrem i resztą ekipy kilka dni odpoczynku. Już wkrótce „Pusty” po raz kolejny stanie pod Annapurną. Miejmy nadzieję, że będzie w pełni zdrów. Po cichu wszyscy liczymy, że już wkrótce Himalaje będą miały nowego króla. I to króla z Polski.
ip