Rzecz krótka o transwestytyzmie
2007-01-08 16:22:36We wczesnej, niedoświadczonej młodości transwestytyzm kojarzył mi się z jednym oczywistym faktem. Z ekstrawagancją, która wymusza na mężczyznach przebieranie się w damskie ciuszki i wcielanie w kobiece role.
Choć prawdę powiedziawszy ciężko mi było zrozumieć, czy rzeczywiście jest to jedynie mniej lub bardziej wydumana ekstrawagancja, czy też raczej zboczenie seksualne, chorych umysłowo mężczyzn. Wiedziałem i wiem nadal jedno - facet w rajstopach, umalowany szminką, wyperfumowany damskimi dezodorantami - to dla większej części społeczeństwa odrażający pejzaż. Ale czy rzeczywiście jest się czego bać?
Przede wszystkim muszę zwrócić uwagę na jeden, jakże istotny fakt. Mianowicie transwestytyzm, zwany również eonizmem, nie dotyczy tylko i wyłącznie mężczyzn. Zjawisko to można zaobserwować i u kobiet, jednakże u płci brzydkiej jawi się ono jako zdecydowanie bardziej dostrzegalne. Kobieta w męskiej koszuli, czy spodniach, to w dzisiejszych czasach nic nadzwyczajnego w trendach mody, mężczyzna w spódnicy - wręcz przeciwnie. A mimo tego, a może i właśnie przez to, prędzej na ulicy ujrzysz piękną nimfę w męskiej garderobie, niż ślicznie wypieszczonego cieleśnie mężczyznę (pomijając wydepilowanych metroseksualistów) w damskiej odzieży. Choć zjawisko to dotyka ponoć aż (a może tylko?) około 2% naszego konserwatywnego społeczeństwa.
Kolejny znamienity fakt, to sama istota i natura transwestytyzmu. Należy zwrócić tutaj uwagę, iż nie jest to zjawisko jednorodne. Dokładniej rzecz omawiając rozróżniamy wiele odmian eonizmu, które wcale nie różnią się między sobą rodzajem makijażu, czy preferowaną modą (krótka, bądź długa spódnica; ogolone, czy zarośnięte nogi...). Różnice wynikają z motywacji psychologicznych, które kierują taką osobowością oraz być może natężeniem występowania omawianego zjawiska w zachowaniu owego delikwenta. Raz może to być transwestytyzm narcystyczny, którego źródłem jest samouwielbienie i fascynacja nad własnym ciałem oraz podkreślenie tych walorów dzięki kobiecym artefaktom mody. W innym przypadku możemy też mówić o transwestytyzmie heteroseksualnym, który objawia się poprzez przyjmowanie przez mężczyzn „biernej" kobiecej roli w trakcie uniesień seksualnych, a z drugiej zaś strony dostrzeżemy istnienie eonizmu homoseksualnego, w którym pojawia się także zamiłowanie do własnej płci (najczęstszy przypadek tego zjawiska wśród kobiet). Pomiędzy tymi powinniśmy umieścić transwestytyzm biseksualny, w którym to mężczyźni miłują się w kobiecości jako formie wyrażania własnej osobowości. Formie, którą kreują we własnym „ja". W literaturze odnajdziemy także transwestytyzm ekshibicjonistyczny przynoszący satysfakcję seksualną poprzez pokazywanie się ludziom w stroju płci przeciwnej. No i wreszcie fetyszyzm transwestytyczny, mający za zadanie przywieźć swego „nosicielia" do podniecenia seksualnego, wynikającego z samego faktu noszenia ubioru nie przynależnego do własnej płci. Prawdę powiedziawszy można by było wymienić jeszcze dużo innych klasyfikacji, ale nie w tym rzecz. To i tak wystarczająco mąci w głowie, różnice czasem zdają się mgliste, niewyraźne i wręcz minimalne. I nudne. A przecież cały czas chodzi o to jedno: o czasowe przeobrażanie się w płeć przeciwną.
Najważniejsza jest jednakże implikacja, jaka wynika z powyższego, a przede wszystkim ze stwierdzeń Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), według której transwestytyzm nie jest zboczeniem. Jest jedynie zaburzeniem identyfikacji płciowej. Wbrew pozorom, robi to ogromną różnicę, gdyż eoni nie są, mimo natarczywych podejrzeń z zewnątrz, ani zboczeńcami, ani gwałcicielami, pedofilami, czy też homoseksualistami. Owszem, zdarza się, ale to żadna reguła, wszak odsetek choćby gejów i lesbijek praktykujących transwestytyzm jest zbliżony do tych samych obliczeń dla całego społeczeństwa.
Przebieranie się w ciuszki to w takim razie jedynie forma codziennego życia, wynikająca z zaburzeń, nierzadko uwikłanych traumatycznymi wspomnieniami, czy błędami wychowawczymi z okresu dzieciństwa. Ponoć jednak nie da się tego wyleczyć. Próbowało już wielu specjalistów, terapeutów, cudotwórców, lecz faszerowanie pacjentów prochami, prowadzenie różnego rodzaju kuracji przynosi zdecydowanie mizerne skutki. Jeśli w ogóle jakieś przynosi. Zresztą w wielu przypadkach nie wydaje się to w ogóle potrzebne, wszak eoni mogą bez najmniejszego problemu prowadzić normalne życie małżeńskie, społeczne i zawodowe. Ludzie ci właściwie w niczym nie różnią się od reszty społeczeństwa, lecz w obawie przed szyderstwami i izolacją, żyją w ciągłym strachu przed ujawnieniem ich mrocznej tajemnicy. Bo wywołują niesmak, szczególnie zaś w konserwatywnych społeczeństwach, do jakich niewątpliwie należy zaliczyć Polaków.
Szczerze powiedziawszy sam się gubię w tym, co powinienem sądzić na temat transwestytyzmu. Przebieranie się w ciuszki obcej mi płci nie jest dla mnie niczym interesującym, chyba że wówczas, gdy towarzyszą temu śmiechy i zabawa. Przykładowo podczas „przebieranych" imprez. W pozostałych przypadkach raczej widzę to dziwnie, choć nie odtrącam od siebie ludzi o nieco innym stylu bycia. Nie twierdzę, że ktoś taki nie mógłby być moim najlepszym kumplem czy przyjaciółką, a wręcz przeciwnie (i kto wie, czy już ktoś nie jest, a nie chce się do tego przyznać?). Nie zamierzam również dyskutować ze specjalistami z dziedziny zdrowia - z WHO, jednak mogę wyciągać własne wnioski i trzymać się swojego zdania. Dlatego podsumuję to refleksją, która zdaje sobie sprawę, iż może stać w sprzeczności ze słowami głoszącymi, że transwestytyzm jest nieuleczalny. Skoro to nie choroba, ani zboczenie, a jedynie zaburzenie, to spytam wprost: „czy zaburzeń się nie koryguje?".
Tomasz Merwiński (tomasz.merwinski@dlastudenta.pl)